poniedziałek, 12 stycznia 2015

2.Poetycka otoczka.

*Mad*
Och... Zimno. Przecież wieczorem zamykałam okno w swoim pokoju. To nie ma sensu. 
I dobrze myślała. Nie miało. To była JEGO dłoń, jego samokontrola została z tłumiona przez serce, które pragnęło poczuć dotyk JEJ skóry. Luke szybko zabrał rękę gdy dziewczyna otworzyła oczy i przewróciła się w stronę okna. "Jest taka piękna" to zdanie siedziało od tak wielu dni w głowie chłopaka i nie miała zamiaru odejść. Nie przeszkadzała mu za bardzo, gdyż się z nią bezapelacyjnie zgadzał. Maddie była piękna nawet o poranku gdy jej włosy wyglądały niefortunnie. Dla niego nie liczyło się nic tylko ona. Ona jej wypełnione nadzieją i troską oczy. Ona i jej ciemne włosy. Po prostu ona i wszystko co było z nią związane. Podczas gdy ona wstała z łóżka podążając do szafy on bacznie się jej przyglądał. Nie ma w tym nic nowego.Robi to codziennie od 3 lat, ale nigdy mu się to nie nudzi...
Zadanie zrobiłam, spakowałam się, ubrałam i ogarnęłam się... Okey, więc mogę spokojnie zejść na dół. Zarzuciłam plecak na ramie i szybkim krokiem, stopa po stopie schodziłam ze schodów, uważając by nie spaść z nich. Gdy moje stopy zetknęły się z większą powierzchnią odstawiłam plecak obok drzwi jak miałam w zwyczaju i zawitałam do kuchni. Przywitał mnie widok rodziców. Tata spokojnie siedział wpatrując się w mamę robiącą śniadanie, to częsty widok który mnie witał. Jak na rodziców są bardzo uroczy. Zasiadłam przy stolę razem z tatą i przyglądałam się pogodzie za oknem. Było słonecznie, zauważyłam kilka mniejszych puszystych obłoków sunących powoli po błękitnym oceanie. Piękne poetyckie wyrażenie. Z okna mogłam zobaczyć również ogródek mojej mamy, uwielbiała tam przebywać, to był jej mały kącik gdzie mogła się odstresować po całym dniu pracy. Lecz to nie zieleń przykuła moją uwagę, lecz wielkie majestatyczne wręcz drzewo rzucające spory cień, w którym skrywała się moja ulubiona huśtawka. Niby mało z komplikowana konstrukcja, bo zaledwie dwa sznury przerzucone przez gałąź i miejsce by można było usiąść, tyle wystarczyło bym mogła się przenieść do dzieciństwa. Tylko ten mały kawałek drewna i sznurów dawał mi tyle radości co mojemu tacie patrzenie w oczy mamy, kochał ją lecz szczególnie jej oczy. Jego były niebieskie i pełne miłości, jej natomiast czekoladowo brązowe z tym pięknym błyskiem, mama ogólnie była piękna. 
-Skarbie jedź bo wystygnie.- usłyszałam jej głos, szybko wyzbyłam się z siebie resztę zamyślenia i spojrzałam w dół widząc jajecznicę, dawno jej nie jadłam.
-Dziękuje, smacznego.- uśmiechnęłam się do rodzicielki i wzięłam widelec do ręki życząc im dobrego posiłku na co mi zawtórowali kiwnięciem głową. 
Podczas gdy ona spokojnie jadła śniadanie on nie mógł wymazać z głowy obrazu jej szczerego uśmiechu, ten uśmiech był jedną z wielu rzeczy które były dla niego uzależnieniem. Upajał się jej widokiem, widokiem jej ust, widokiem oczu... Te piękne błękitne oczy tak bardzo podobne do jego, tylko między nimi była jedna kluczowa różnica. Mimo tej samej barwy jej oczy były smutne, mimo że większość ludzi tego nie widzi one takie były. Jedynymi momentami gdy można było zobaczyć w nich prawdziwą dziecięcą radość są momenty gdy dziewczyna przebywa z rodzicami lub Kim. Jest też jedno miejsce które może to sprawić, aczkolwiek ostatnio rzadziej do niego zaglądała. Piękne rozłożyste drzewo w ogrodzie, a właściwie mały kwadracik z linami przewieszonymi przez jedno z jego gałęzi. Mówiąc najprościej huśtawka z jej dzieciństwa. 
Wstałam od stołu, szybkim ruchem odstawiłam talerz i podążyłam w stronę wyjścia. Wzięłam plecak z podłogi, ubrałam buty złapałam za lekką kurtkę i zanim wyszłam pożegnałam się miłym "do zobaczenia" z rodzicami.
*Kim*
Wyszłam z kuchni i chciałam już wychodzić z domu kiedy przede mnie wepchał się Scott. Ugh... Czy on musi zawszę wszędzie być pierwszy? Łazienka, kuchnia, wyjściowy drzwi, szkoła... Wszędzie go pełno!
-Scott!- zawołałam za bratem, na szczęście mnie nie zignorował, odwrócił się na pięcie przed domem i poczekał aż do niego podejdę.
-Co chcesz mała?- zapytał kiwając na mnie głową. Cały czas szliśmy do liceum, to pierwszy dzień szkoły po weekendzie, a ja już jestem zmęczona. Pociesza mnie tylko fakt że w niej mam Maddie, moja kochana ciemnowłosa. Urocza, kochana i pomocna dziewczyna, moja najlepsza przyjaciółka.
-Po co mi się władowałeś w drzwi? Hę?- zapytałam podnosząc brew starszego Hoying'a. Natomiast główny winowajca zaśmiał się nadal patrząc na mnie.
-Kto pierwszy ten lepszy. Od zawszę ta zasada jest pomiędzy nami i to ja jestem ten lepszy.- zaśmiał się, ale jego uciech szybko się skończył bo wpadł na słup przez to że patrzył na mnie nie skupił się co było przed nim.
-O nie kochany to ja tu jestem lepsza.- podsumowałam dalej idąc do przodu zostawiając go przy tym nieszczęsnym słupie na który wpadł. Zastanawia mnie czy na pewno mamy te same geny...
Podczas gdy rodzeństwo Hoying zmierzało do budynku z czerwonej cegły i boiskiem obok niego, blondyn towarzyszył swojemu skarbowi krok w krok. Uwielbiał ten stan gdy dziewczyna podziwiała otoczenie i je analizowała ubierając w poetycką otoczkę, to wszystko wtedy magicznie brzmiało. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Może nie wspaniały ale myślę że nie jest zły :)
~Merry

1 komentarz:

  1. Masz rację, on nie jest wspaniały... Tylko PERFEKCYJNY *.*. <3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już to jesteś :) Mogłabym Cię poprosić o zostawienie komentarza? Bardzo zależy mi na Twojej opinii ♥ Kocham cię z całego serduszka <3